Załapałem się jeszcze za młodu na parę wizyt w instytucji o dźwięcznej nazwie "GUKPPiW" (czyli: Główny Urząd Kontroli Publikacji, Prasy i Widowisk), w kręgu pisarzy i wydawców zwanej "gupkiem", a potocznie - cenzurą. Pamiętam jakieś zasiadające tam babsko, idealnie pasujące do opisu niejakiej Melanii Kierczyńskiej dokonanego w "Dziennikach" przez Tyrmanda ("obrzydliwy zlepek gnatów i brodawek"), które oznajmiło nam, że "nie widzi celowości" dopuszczenia do publikacji - jak to się wtedy mówiło, "zwolnienia" - naszych młodoliterackich tekstów....
↧