Wyznam, że inaczej niż u wielu rówieśników, bohaterem mojego dzieciństwa nie był ani Hans Kloss, ani Janek Kos. Oczywiście, oglądałem, bo co tam było w tych czasach innego do roboty, i cieszyłem się wraz ze wszystkimi, gdy "jak gonili hitlerowca, to mu opadały spodnie". Ale prawdziwym idolem dla małego Rafałka był Pan Wołodyjowski. Wywijałem drewnianą szabelką, galopowałem po mieszkaniu na odwróconym krześle i, nie ucząc się ich wcale, znałem dialogi z serialu na pamięć.
↧